Czym jest kino
katastroficzne, jeśli nie próbą przybliżenia widzom ludzkiej tragedii
spowodowanej, najczęściej przez niszczycielski żywioł? W walce z siłami
natury zawsze byliśmy bez szans – nie ważne, czy chodzi o pożar, powódź,
tornado czy spowodowaną błędem człowieka katastrofę. Stając w obliczu
klęski żywiołowej najważniejsze staje się przeżycie, nasze i naszych
bliskich. Nigdy nie jesteśmy sami i filmy, takie jak „Płonący
wieżowiec”, „Tragedia Posejdona” czy „Pojutrze”, dobitnie to
podkreślają, co nie znaczy jednak, że stanowi to wartość samą w sobie.
Gdy bohaterowie walczą o
życie, reżyser zmaga się z tym, aby nie przekroczyć cienkiej granicy
pomiędzy dramatem, a sentymentalizmem, która w kinie katastroficznym
istnieje od zawsze. Oczywiście niektórzy widzowie lubią „przeżywać” wraz
z bohaterami cudowne ocalenie, bądź śmierć bliskich, oceniając
następnie film na podstawie ilości wylanych łez. Dochodzi do tego strona
wizualna – im wierniej przedstawione piekło, jakiego doświadczają
postaci, tym lepiej. Relacje ocalałych to jedno, ale móc zobaczyć z
bliska taki horror, jednocześnie pozostając na bezpieczniej pozycji
obserwatora – to potrafi tylko kino. „Niemożliwe” Juana Antonio Bayony
stanowi przykład historii opartej na faktach (pamiętne trzęsienie ziemi
na Oceanie Indyjskim w 2004r., i w konsekwencji powstanie potężnych fal
tsunami, które pochłonęły setki tysięcy ludzkich istnień), podpartej
świetnym aktorstwem i doskonałą robotą techniczną. To wystarczy, aby
zapewnić sobie dwie godziny silnych emocji.
Henry i Maria to
brytyjskie małżeństwo, które wraz z trójką synów, postanawia spędzić
Święta Bożego Narodzenia w przepięknym zakątku w Tajlandii. Wkrótce
jednak ten raj na ziemi zostaje spustoszony przez niszczycielską falę
Tsunami. Maria i najstarszy syn, Lucas, cudem się ratują, choć kobieta
zostaje ciężko ranna, i w trakcie wędrówki przez zalane tereny, powoli
traci siły. Lucas, nie mający żadnych wątpliwości, że reszta rodziny nie
żyje, stara się zachować przytomność umysłu i opanowanie. Większość
filmu oglądamy właściwie z perspektywy tego dwunastoletniego chłopca,
który w bardzo krótkim czasie przechodzi przyspieszony kurs dojrzewania.
Co się stało z Henrym i
dwójką młodszych synów? Reżyser przez bardzo długi czas, każe nam czekać
na odpowiedź na to pytanie, której ja jednak nie zdradzę. Choć jest to
film na podstawie autentycznej historii, a co za tym idzie, niektórzy
widzowie mogą znać przebieg całej fabuły (bądź widzieli zwiastun, który
zdradza praktycznie wszystko), uważam, że nawet takie kino ma prawo
zaskakiwać. Wystarczy wiedzieć, że od pewnego momentu Lucas staje się
centralną i najbardziej aktywną postacią filmu.
Jeśli chodzi o
stronę realizacyjną „Niemożliwego” jest ona imponująca. Bayona w
zaledwie kilku scenach pokazuje głównych bohaterów przed katastrofą, nie
chcąc przedłużać nieuniknionego. Uderzenie fali jest bardzo
realistyczne, jak również to, co następuje później, gdy Maria i Lucas
starają się połączyć porwani przez wodę. Również potem Hiszpan nie
szczędzi nam widoku zalanych terenów, jak gdyby rzeczywiście wybrał się z
kamerzystą na miejsce klęski żywiołowej. Naturalizm cechuje również
podejście reżysera do widoku poranionych ciał – sińce na kręgosłupie
Lucasa, urwany kawał skóry na nodze Marii czy sceny szpitalne mogą, co
poniektórych widzów, zszokować.
Jednak nawet do tak
realistycznie potraktowanego dramatu wkrada się często sentymentalizm,
podkreślony nachalną muzyką i, im bliżej finału, „atrakcyjnymi” środkami
wyrazu. To, że historia zmierza w jednym kierunku, nie oznacza, że
reżyser ma się temu podporządkować. O ile początek filmu i
przedstawienie postaci nakreślił bez zbędnego ociągania się, o tyle
rozwiązanie stara się na różne sposoby odwlekać i urozmaicać.
Niepotrzebnie chce budować napięcie w ostatnich scenach, choć jest
świadomy tego, że katartyczne przeżycie u widza będzie tym silniejsze.
Nie ma to jak mały szantaż emocjonalny w imię sztuki. Również ukazanie
wynurzenia się Marii w zwolnionym tempie wydaje się zbyt efekciarskie
(ta świecąca się od promieni słonecznych woda!) i zupełnie zbyteczne.
Pełen wymiar
tragedia zyskuje dzięki aktorom, a ci w „Niemożliwym” są znakomici. O
ile Naomi Watts (nominowana za rolę Marii do Oscara) oraz Ewan McGregor
są jak zwykle niezawodni – prawdziwi jako kochające się małżeństwo oraz w
dramatycznych momentach w trakcie i po katastrofie – tak za największy
sukces obsadowy filmu Bayony uważam casting debiutującego Toma Hollanda.
Rola Lucasa wymagała od niego nie tylko wytrzymałości fizycznej, ale i
świadomości tego, że jego bohater zmienia się niemal w każdej scenie –
dojrzewa tak mentalnie, jak i emocjonalnie. „Niemożliwe” opowiada o tym,
jak tragedia wpływa na całą rodzinę, lecz w równej mierze dotyczy próby
odnalezienia się w tym szaleństwie dziecka.
Emocje rządzą kinem
katastroficznym, jak żadnym innym gatunkiem. Realizm jest ważnym
czynnikiem, dzięki któremu łatwiej zagłębić się nam w historii, poczuć
choćby namiastkę tego, co bohaterowie. Oczywiście, nie każdy twórca dąży
do ukazania prawdy na ekranie, by wymienić Rolanda Emmericha, który
serwuje nam katastrofy rozmiarów biblijnych. Ale nawet on, raz z lepszym
(„Pojutrze”), raz z gorszym skutkiem („2012”), stara się zachować
równowagę pomiędzy ludzką tragedią, która porusza widownię, a łzawymi
rozwiązaniami mającymi na celu zwiększenie sprzedaży chusteczek. W
postępowaniu Bayony nie dopatruję się jednak cynizmu. To prawda, że w
kilku miejscach nie potrafił zapanować nad materiałem, który w rękach
innego twórcy mógłby posłużyć za klasyczny wyciskacz łez okraszony
kilkoma efektownymi scenami. Hiszpan natomiast przez większą część filmu
odkłada sentymenty na bok, relacjonując wędrówkę matki i syna przez
zalane tereny, a potem szpitalne korytarze, jakby kręcił dokument. Właśnie wtedy „Niemożliwe” jest mistrzowskie.
Recenzja www.film.org.pl (Krzysztof Walecki Crash )
Uważam tę recenzję za świetnie wykonaną, o następnym filmie postaram się napisać coś od siebie. Naraie planuję wyjście do kina ;)
POZDRAWIAM, SARA :D